Archiwum styczeń 2004


So perfect you paint it yet so manipulated...
Autor: naamah
30 stycznia 2004, 22:13
Po raz pierwszy od dłuższego czasu perspektywa weekendu nie cieszy tak jak zwykle. Wręcz przeciwnie nawet. Zresztą co to za weekend, kiedy nie widać świata poza książkami (rzekła panna K., która połowę dzisiejszego dnia spędziła na gadu-gadu, drugą zaś koncertowo obijając się, na książki zerkając jedynie z bezpiecznej, kilkumetrowej odległości). Ale od jutra już się zabiorę, słowo się rzekło. Kobyłki u płota nie trzeba, egzaminatorzy od jakiegoś czasu preferują wyłącznie podłużne, wypchane koperty.
Na szczęście to jeszcze tylko tydzień. I już żadnego marudzenia, obiecuję - przede wszystkim sobie. Łatwe bezproblemowe życie na wynos - raz! Reszty nie trzeba.
Z innej beczki: ściągnęłam sobie osławiony
dokument o blogach, ale wbrew bardzo pochlebnej opinii większości członków blogoświata - mnie nie zachwycił. Chociaż rzeczywiście, milcząca rola blogowego ojca Adomasa jest intrygująca. Mimo wszystko jednak warto zerknąć, choćby po to, by poznać zdanie czołowych blogopisarzy od konkurencji na temat fenomenu blogowania.
A jeżeli już przy ściąganiu czegokolwiek jestem, to chciałam oficjalnie podziękować
temu panu między innymi za ten kawałek. Od wczorajszego popołudnia słucham go prawie bez przerwy, dziękuję pięknie. Wokal Smithopodobny strasznie mi się spodobał. Wdzięczna jestem bardzo.
If the truth hurts prepare for pain
Autor: naamah
29 stycznia 2004, 21:48
Czy to kiedykolwiek trwało dłużej? Chyba nie. Chłodna uprzejmość, niemalże obojętność. Już nawet nie ma silenia się na złośliwości – pierwszy sygnał, że rozejm jest już blisko, coś w rodzaju zawieszenia broni. Dziś rano komunikat, że wyjeżdża wcześniej, wróci w niedzielę wieczorem. I tyle.
Nie powinnam się użalać, przecież nie jestem bez winy. Czasem aż zadziwia mnie to, jak bardzo potrafię kogoś zranić kilkoma słowami. Nieprzemyślanymi czy też wręcz przeciwnie, to już nieistotne. Ważne, że zaboli. I też w zasadzie bez znaczenia jest, czy działam z pozycji atakującego, czy też w obronie własnej, jak w tym przypadku.
Najlepszą obroną jest atak? Oczywiście, że nie. Ale nie umiałam inaczej, nie w tym przypadku.
A zaczęło się przecież tak niewinnie. Błahostka. I nieodparte wrażenie, ze z jego strony było to tylko czekanie na pretekst - przecież w normalnych warunkach nawet nie zwróciłoby się na to uwagi, a jeżeli nawet, to na pewno nie byłoby to początkiem kłótni na taką skalę.
Niesprawiedliwość boli, wiesz?

Słowa są siłą zdolną zadawać ból, zatem winny być używane odpowiedzialnie.

I kto to mówi...
Inner silence
Autor: naamah
28 stycznia 2004, 19:46
Zdałam. No proszę, tego się nie spodziewałam. Ale za to szanowny profesor Z. oblał kilkanaście innych osób... więc to nie jest tak, że to też człowiek, który chce mieć wolne w lutym. Bardziej skłaniałabym się ku opcji, że to złośliwy cyborg stworzony jedynie po to, by utrudniać nam i tak niełatwe życie. Ale cóż, w tej chwili byłabym skłonna nawet ucałować jego pozbawione włosów czoło... i wszyscy chórem: dzię-ku-je-my profesorze!
W nagrodę zrobiłam sobie dollsa, którego można podziwiać
tutaj. Ponoć wypisz wymaluj ja - "taka sama zblazowana mina i wyniosłe spojrzenie" (cytat z kolegi R.). Chociaż moim zdaniem ma lepszą figurę. Ale dolls musi być - zamiast różowego bLoGoOsIoWeGo wystroju - coś za coś.
A w mieszkaniu nadal grobowa cisza, zakłócana tylko przez ciche dźwięki płynące z winampa. Efekt wczorajszonocnej kłótni. Nie mogę znieść tego milczenia, naprawdę wolę kiedy krzyczy, kiedy trzaska drzwiami, kiedy miota przekleństwami - wtedy jest sobą. Teraz nie jest i to mnie przeraża.
In our room in our room
where I can see the silence in you eyes...
Obsessions lament to freedom
Autor: naamah
26 stycznia 2004, 14:30
Zasypiam na siedząco. Po trzydziestu kilku godzinach bez snu, po wczorajszonocnych próbach przyswojenia materiału obowiązującego na dzisiejszym egzaminie po prostu padam na nos.
I proszę nie pytać, jak mi poszło, nie chcę nadużywać słowa "fatalnie" na zmianę z innymi, niekoniecznie cenzuralnymi określeniami na temat dzisiejszego egzaminu. Na to będzie czas w lutym, tak myślę. Chociaż oczywiście mogę się mylić.
A jak się skutecznie zawala egzamin? Służę pomocą, choć to banalnie proste. Wystarczy, że - zamiast przypominania sobie treści w celu zapisania ich na przygotowanej przez uczynnego profesora kartce - po głowie będą plątały się pierwsze dźwięki "Angelicy" (ta gitara jest po prostu genialna...). I już. Łatwe, proste i przyjemne.
Mimo wszystko mam nadzieję, że szanowny pan Z. zaliczy mi moje wypociny. Ale nadzieja jest matką głupich, jak powszechnie wiadomo (to by się nawet zgadzało). No cóż, zobaczymy.
Heh... to ja sobie zrobię herbaty, a na deser być może różowy wystrój bLoGoOsIa - to zawsze pomaga.