Archiwum styczeń 2004, strona 4


Kolejna płytka notka
Autor: naamah
10 stycznia 2004, 20:09
Wczorajszy dzień był rzeczywiście piękny. Spokój, błogie lenistwo, głupawe filmy oraz pościel w wyniku walki na poduszki cała zalana sokiem (ja) lub kawą (Sebastian) i malowniczo upstrzona okruchami chipsów. Zrelaksowałam się niesamowicie. Ja chce tak częściej. Mogę?
Dzisiaj jednak, tak dla odmiany już nie jest tak pięknie. Blogi padły (nie tylko blog.pl, jakiś czas temu przy próbie wejścia na stronę naszego blogowiska pojawiał się jakże znienawidzony komunikat "could not connect to the database"), gg również, telefon już całkiem mi się rozwalił, w głowie wizje oblanych egzaminów (co byłoby dobre, gdyby mobilizowało do nauki - niestety, działa zupełnie odwrotnie), a S. marudzi jak małe dziecko, uparcie odmawiając przyjmowania leków przeciwbólowych... a swoją drogą, jeżeli woli się męczyć to proszę bardzo, mogę nic nie mówić, tylko się po prostu zamknąć. No to się zamykam.
Pom pom pom
Autor: naamah
09 stycznia 2004, 11:50
Dziś dla odmiany jest piękny dzień. Zawaliłam coś ważnego, ale co tam. Kiedyś będzie kolejny termin. Nie przejmuj się Kinga, jest fajnie. I jest śnieg. Możemy się w nim potarzać. Tak jak lubisz.
I nawet ulotki powieszone na klamce mnie nie irytują. Jestem ponad to.
Ale że do pięknego dnia dzisiaj wyjątkowo nie pasuje mi komputer, zamierzam go wyłączyć. I nie podchodzić do niego co najmniej przez 24 godziny. Postanowiłam.
Wyjdźmy na zewnątrz, w końcu mamy dziś piękny dzień.
...
Autor: naamah
08 stycznia 2004, 21:30
Śmieję się niekiedy, żeby nie płakać. (George Byron)
Chanel for the pain
Autor: naamah
07 stycznia 2004, 22:12
Nie cierpię szpitali. Nie lubię tej atmosfery, tego wszechobecnego zapachu... zawsze mam wrażenie, że przesiąkłam nim na dobre. I to może też dlatego nie byłam w szpitalu od długiego czasu... do wczoraj. A też niedawno wróciłam z tego miejsca.
Posylwestrowy ból w dole brzucha, o którym wspomniałam na blogu "awaryjnym" (używanym w czasie, kiedy nie mogłam dostać się tutaj przez kilka ładnych dni) nie okazał się tylko reakcją na sylwestrowe szaleństwa. Diagnoza: przepuklina pachwinowa. Zabrzmiało groźnie. Operacja? Konieczna? Co też pan mówi? Niemożliwe. Zatrzymany na dwa dni? To naprawdę konieczne? No oczywiście... rozumiem.
Moje biedactwo. Nie, stop. Nie rozczulam się. Norma tygodniowa już wyrobiona.
Ale już jutro będę go miała w domu. Co prawda "dochodzenie do siebie" zajmie mu jakieś kilkanaście dni, ale będę spokojniejsza. A poza tym pusto tu bez niego...
Z tego wszystkiego zapomniałam, co czeka mnie jutro w szkole. Trudno, nie pójdę. Przecież kompletnie nie jestem przygotowana, a akurat w tym przypadku nie mam co liczyć na wrodzony talent do tzw. "wodolejstwa". I tak, wiem - miałam chodzić systematycznie na zajęcia, miałam się uczyć na bieżąco, a nie zrywami od zaliczenia do zaliczenia... wiem to wszystko. Ale teraz nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, a co dopiero o stosach notatek pod biurkiem.
Miły pan doktor powiedział, że będzie dobrze. A że wyglądał fachowo, to jestem w stanie mu uwierzyć. Dobrze będzie.