Archiwum listopad 2003


Leave no trace
Autor: naamah
29 listopada 2003, 20:20
Nie nadaję się. Organizacja tak - przebywanie na samej imprezie nie, nie i jeszcze raz nie. Ja po prostu nie przepadam za dziećmi. Na szczęście współtowarzysze niedoli pozwoli mi się zmyć nieco wcześniej (dyrekcja wyraziła zgodę na przebywanie na terenie szkoły do 22), co niezwłocznie uczyniłam i oto jestem. Na szczęście ominęły mnie wróżby w stylu "która pierwsza wyjdzie za mąż" – jak wiadomo, do tego mi się nie śpieszy. Zdążyłam natomiast wylać nieco wosku do miski z wodą i ulałam coś, co zdaniem ogółu przypominało księżyc. Jak rozumiem, ma to oznaczać, że po najbliższej kłótni S. wystrzeli mnie na orbitę. Też miło.
Blantów ani tanich win nie było. Ewentualnie może też być tak, że tego nie zauważyłam. Za to moje czujne organizatorskie oko dostrzegło kilka przemyconych piw, jednak w ilości nie przekraczającej granic pojęcia "kultury picia", więc dałam sobie spokój z umoralnianiem młodzieży. "Młodzieży", bo i nieco starsze osobniki (made in gimnazjum bodajże) raczyły zaszczycić swoją obecnością podstawówkową imprezę. Niemalże z przerażeniem obserwowałam plastikowe dziewczynki w różach i brokacie... myślałam, że to domena nieco starszych, ale jak widać się pomyliłam. Za moich czasów... nieważne zresztą, przecież czasy się zmieniają. Tak czy inaczej mam zdecydowanie bardzo konserwatywny gust.
Fotograficzną dokumentację czynu społecznego zrobił R., D. obiecał, że napisze sprawozdanie... najdalej do piątku oddamy całość i będziemy mieć święty spokój co najmniej do końca semestru. To już coś.
Chociaż D. przebąkiwał coś, że skoro tak dobrze nam poszło, to może powinniśmy się zaangażować również w przypadające za tydzień mikołajki. Nawet mowy nie ma.
The funeral party
Autor: naamah
28 listopada 2003, 21:14
Co do imprezy to pozornie wszystko już dopięte na ostatni guzik - nic, tylko jutro przyprowadzić dzieciaki i kazać im się bawić (podejrzewam, że nikt im nie będzie musiał tego nakazywać – przynajmniej mam taką nadzieję). W rzeczywistości zapewne coś się wkrótce spieprzy: dekoracje się poprzewracają lub poodklejają, płytki porysują i wszystko trafi jeden wielki andrzejkowy szlag. A poza tym w głowie mam wizje dzieciaków, uczniów tejże podstawówki z tanimi winami i blantami w dłoniach. Cóż, tak już mam. Ale to chyba jeszcze nie jest stan chorobowy?
Swoją droga nie przypuszczałam, że kierowanie ludźmi jest takie fascynujące – zwłaszcza, kiedy do woli mogę wykorzystywać możliwości moich strun głosowych w celu wyrażania niezadowolenia z pracy zespołu... chyba mam zapędy dyktatorskie. I świetnie się z tym czuję. A na poczucie dobrze spełnionego obowiązku pozwolę sobie dopiero jutro, kiedy wszystko pójdzie zgodnie z planem.
?
Autor: naamah
27 listopada 2003, 21:25
Czy tylko ja mam problemy z ładowaniem się podstron blogi.pl? I to akurat wówczas, kiedy mam zamiar (co więcej - potrzebę wręcz) dodania notki, poczytania innych blogów... to chyba jakiś spisek.
Wcale mi się to nie podoba.
Never enough
Autor: naamah
26 listopada 2003, 11:16
Ponoć każde postanowienie nabiera mocy dopiero wtedy, kiedy wie o tym nie tylko osoba, która to postanowienie zamierza realizować. To, że wiedzą o tym inni motywuje do dotrzymywania danej sobie obietnicy, czy tak? W porządku. Zatem ogłaszam wszem i wobec, że od jutra zaczynam chodzić na wszystkie, absolutnie wszystkie wykłady. Bez odwołania.
Ale jako że dopiero od jutra, to teraz wracam do łóżka. Boli mnie głowa. Do widzenia Państwu.