Archiwum styczeń 2005


Nie można wyświetlić strony. Strona, której...
Autor: naamah
27 stycznia 2005, 21:25
Przerwa konserwacyjna, powiedzmy do lutego.
Urlop.
...
Autor: naamah
23 stycznia 2005, 21:21
Człowiek musi się nauczyć skupiać na wszystkim, co robi: na słuchaniu muzyki, czytaniu książki, w czasie rozmowy z drugim człowiekiem, przy oglądaniu widoku. To, co się robi w danym momencie, musi być jedyną rzeczą, której się człowiek całkowicie oddaje. Jeżeli ktoś się skoncentrował, nieistotne jest, co robi; rzeczywistość rzeczy ważnych i nieważnych przybiera nowe wymiary, ponieważ w danym momencie skupia na sobie całą uwagę człowieka. Chcąc się nauczyć koncentracji, należy w miarę możliwości unikać prowadzenia banalnych rozmów, to znaczy takich rozmów, które są nieistotne. Jeżeli dwoje ludzi rozmawia ze sobą o tym, jak rośnie drzewo, które oboje znają, albo o smaku chleba, który dopiero co razem jedli, albo o wspólnym przeżyciu w swojej pracy, taka rozmowa może mieć znaczenie pod warunkiem, że doświadczyli tego, o czym rozmawiają, i nie traktują tej rozmowy w sposób oderwany; z drugiej strony, rozmowa może toczyć się na temat polityki czy religii, a mimo to być banalna; zdarza się to wtedy, kiedy dwoje ludzi posługuje się komunałami i nie wkłada serca w to, co mówi w danej chwili. Powinienem dodać w tym miejscu, że równie ważne jak unikanie banalnej rozmowy jest unikanie złego towarzystwa. Przez złe towarzystwo nie rozumiem bynajmniej jedynie ludzi zepsutych i szkodliwych; tych bowiem powinno się unikać ze względu na to, że stwarzają wokół siebie trującą i przytłaczającą atmosferę. Mam tu na myśli towarzystwo "żywych trupów", ludzi, których dusza jest martwa, chociaż ich ciało żyje; ludzi, których myśli i rozmowy są banalne, którzy plotą, a nie mówią, i którzy wypowiadają wyświechtane frazesy zamiast myśleć.
Jednakże nie zawsze jest możliwe unikanie towarzystwa takich ludzi, a nawet nie zawsze konieczne. Jeżeli nie reaguje się tak, jak oczekuje tego nasz rozmówca - to znaczy oklepanymi frazesami i banałami - ale prowadzi się rozmowę wprost i po ludzku, często się zdarza, że człowiek taki zmienia swoje zachowanie, do czego dopomaga mu zaskoczenie czymś niespodziewanym. Umieć się skoncentrować na innych znaczy przede wszystkim umieć słuchać. Większość ludzi słucha innych, a nawet udziela im rad, nie słuchając naprawdę. Nie traktują oni poważnie ani słów drugiego człowieka, ani swoich własnych odpowiedzi. Skutek jest taki, że rozmowa ich męczy. Wydaje im się, że byliby jeszcze bardziej zmęczeni, gdyby słuchali ze skupieniem, ale prawda jest wręcz odwrotna.
(Erich Fromm)
Das dunkle Land
Autor: naamah
18 stycznia 2005, 22:09
Małe rozstanie jednak dobrze robi związkowi. Nie sądziłam, ze kiedykolwiek to powiem (zważywszy na przeszłość, czyli długie miesiące w tzw. "związku na odległość" – swoją drogą nie polecam), ale jednak. Luby wyjechał poniekąd służbowo - na tydzień, wiele kilometrów stąd, poza granice naszego pięknego kraju. Na szczęście od czasu do czasu ma dostęp do netu, dzięki czemu prócz zwyczajowych smsów przysyła mi długaśne maile, pełne wyznań i czułych słów. Mam czasem wrażenie, że gdyby pisał na papierze, marginesy ozdabiałby serduszkami, gruchającymi gołąbkami i innymi tego typu. Ale to urocze w jego wykonaniu i każda wiadomość w folderze "Sebastian" rozczula mnie niesamowicie. Zapewne wkrótce rozpłynę się przy otwartym oknie outlooka.
I pewnie byłoby całkiem różowo-obłoczkowo i szampańsko-bąbelkowo (w sam raz na przesłodzonego bLoGaSkA), gdyby nie telefon o poranku. Zaspana zerknęłam na budzik stojący przy łóżku (siódma! kto śmiał?!), po czym podniosłam słuchawkę, w której rozległ się dziewczęcy, kokieteryjny głos pytający ze śmiechem: "dzień dobry, mówi Kasia Jakaśtam, czy zastałam może Sebastiana?". Oniemiałam. Mieszkamy ze sobą już od jakiegoś czasu (choć z przerwami), ale nigdy do tej pory nie wydzwaniały do niego nad ranem żadne chichoczące panienki. Pewnie zapomniałabym o tym incydencie po kilkunastu minutach, gdyby nie fakt, że: a. to był mój wolny dzień, b. to był mój wolny dzień i c. to był mój wolny dzień. Na dodatek pierwszy prawdziwie wolny od dłuższego czasu. Wpojone w dzieciństwie zasady dobrego wychowania nie pozwoliły mi wydrzeć się do słuchawki na pannę Kasię (którą chłodno poinformowałam, że nie, Sebastiana nie ma, będzie dopiero w sobotę i tak, oczywiście przekażę, że dzwoniła - przez chwile poczułam się jak sekretarka... z tego, co wiem faceci fantazjują na temat pokojówek, znowu nie udało mi się wczuć w odpowiednią rolę) - odreagowałam jednak wydzierając się na Lubego, prawdę mówiąc z byle powodu. Jestem podła, wiem. Ale swoją zazdrość trzymam na wodzy (do czasu). I być może niepotrzebnie, wszak odrobina zazdrości ponoć cementuje związek, podnosi temperaturę uczuć i zapobiega rutynie. Ale nic na to nie poradzę, że mu ufam. Co nie zmienia faktu, że drażnią mnie kręcące się koło niego kobiety, choćby były to tylko koleżanki z pracy z kilkuletnim stażem małżeńskim i potomstwem.
A tak poza tym cały wolny czas poświęcam mojej pracy magisterskiej, która ma na razie zaledwie dwa rozdziały, za to dopieszczone do granic możliwości. Jestem z siebie dumna. Dumna i blada.
And since we’ve no place to go, let...
Autor: naamah
12 stycznia 2005, 19:50
Źle się dzieje w państwie duńskim. Przypuszczam, że wszystkim moim ostatnim niepowodzeniom winne są te cholerne anomalie pogodowe. Bo kto to widział, by w styczniu nie było mrozu, śniegu... by nie można było z gracją wyłożyć się na oblodzonych schodach (mocno nadwerężając tą część ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę) bądź zjechać z górki na sankach pożyczonych od osiedlowej dzieciarni. Nie do tego jestem przyzwyczajona. Cóż, tradycjonalistka ze mnie.
Tak, piękną wiosnę mamy tej zimy.