Archiwum styczeń 2005, strona 1


...
Autor: naamah
04 stycznia 2005, 21:47
Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi. (Albert Camus)
2005
Autor: naamah
03 stycznia 2005, 02:09
Gdzie nie spojrzeć, prawie wszędzie jakieś podsumowania. Tym razem się nie wyłamię, więc miniony rok w kilku beznamiętnych punktach (kolejność przypadkowa):
- osoby poznane w necie i po jakimś (dłuższym) czasie spotkane w tzw. realu: dwie. Co prawda żadna z nich nie jest związana z blogowiskiem, ale to nic - kiedyś nadrobi się i to.
- mężczyźni obecni w moim życiu - dwaj. Z tym, że jeden na bardzo krótko.
- dramatyczne rozstania: jedno. Ale nie na stałe, więc chyba nie powinno się liczyć. Nie mogłabym jednak o tym nie wspomnieć.
- mało dramatyczne powroty: również jeden, wiążący się z punktem wyżej. Jest dobrze, mam nadzieję, ze tak zostanie.
- emocjonalni popaprańcy (tak, obejrzałam w końcu "W pogoni za rozumem" i znowu jestem pod wielkim wrażeniem Bridget): jeden, w postaci królewicza K., któremu poświęciłam kilka wiosennych notek. Kontakt praktycznie nie podtrzymywany, jeżeli nie liczyć smsa z noworocznymi życzeniami.
- mało tajemniczy wielbiciele: w zasadzie tylko (aż?) jeden, 19-letni, o którym kiedyś wspominałam na blogu. W dalszym ciągu się nie narzuca – od czasu do czasu miły telefon z próbą wyciągnięcia mnie gdzieś, to wszystko. Przypuszczam, że potrwa to do chwili, kiedy pozna miłą dziewczynkę w swoim wieku, czego z całego serca mu życzę.
- adoratorzy mojej mamuśki: jeden, poznany wczoraj. Bardzo pozytywne wrażenie: sympatyczny facet pod pięćdziesiątkę, żadnej przesadnej uprzejmości czy nadęcia. Spotykają się od jakiegoś czasu i bardzo dobrze, każda kobieta ma prawo na nowo ułożyć sobie życie - jeżeli tylko jest szczęśliwa, to nie mam nic przeciw. Mój brat jest nieco zniesmaczony, ale przejdzie mu.
- zmiana bloga: tylko jedna i zaledwie na nieco ponad miesiąc. Niby to samo, tylko pod inną nazwą - a jednak nie. Musiałam wrócić, tu jest moje miejsce i tylko ten multimedialny terapeuta mi pomaga.
- książki przeczytane/płyty przesłuchane/filmy obejrzane: dużo, niekoniecznie dobre i ambitne. Tak na marginesie -
to jest chyba jakaś parodia (może poza Anią Dąbrowską... i ewentualnie Pezetem, mam słabość do młodych hiphopowców - mimo, że nie przepadam za taką muzyką, jego utworów mogę słuchać bez wstrętu), w której brakuje już tylko Dody czy innej Mandaryny. Gdzie w ogóle jest w tym rankingu "Pierwsze wyjście z mroku"? Przecież nie wspomnieć o tej płycie to grzech niewybaczalny -uwielbiam niemalże od pierwszego dźwięku, jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem głosu wokalisty.
- napisane prace magisterskie: okrągłe zero. Mam co prawda zaakceptowane kilkanaście stron, ale nic ponad to. Niedobrze, niedobrze... według wstępnych założeń mam tylko cztery miesiące na jej skończenie. Cel na rok 2005 – napisać, obronić. Rozkaz, wykonać.
- wakacyjna praca: jedna, za to szalenie frustrująca. Przekonałam się, że biurko, cyferki, kawa i ploteczki nie są dla mnie - co więcej, bardzo mnie męczą. Mam nadzieję, że nigdy więcej.
- praca niewakacyjna: również jedna, praktycznie pierwsza poważna. Wcześniej poza studiami nie miałam żadnych obowiązków, teraz mam i na razie jakoś udaje mi się pogodzić obie te rzeczy. Co prawda trochę kosztem życia osobistego, ale to pewnie kwestia wprawy.
- dosyć udane imprezy sylwestrowe: jedna. Z roku na rok jest coraz ciekawiej i w coraz większym gronie - o ile to pierwsze jest na plus, to drugie wcale niekoniecznie. Ale ogólnie pozytywnie, bawiłam się dobrze i nawet chwilowe ogłuszenie petardą nie było w stanie popsuć mi zabawy.
Krótko mówiąc w ogólnym bilansie jestem na plus. Bo (mimo wszystko) 2004 był lepszy, niż 2003. Nie mam nic przeciwko temu, by tendencja zwyżkowa utrzymywała się nadal i 2005 okazał się lepszy niż 2004 i 2003 razem wzięte. Czego sobie i Wam życzę.