Archiwum październik 2003, strona 2


I'm the suicider dying every night and day,...
Autor: naamah
21 października 2003, 20:02
Czyżby jesienna depresja? Moja ulubiona pora roku tak mi się odwdzięcza za kilkunastoletnie (w zasadzie kilkudziesięcioletnie już, ale jakoś tak wiekowo to brzmi) uwielbienie. I nawet pisać mi się nie chce, co już samo w sobie jest rzeczą dość nietypową - dwie rzeczy, które najbardziej lubię robić to pisanie i mówienie, niekoniecznie w tej kolejności. A teraz mi się nie chce. W zasadzie to nie chce mi się nic.
Taki sobie wieczorek. Czekam na S., trzymam kciuki za pozytywne załatwienie jego sprawy, oglądam jakieś stare klipy Sentenced nucąc sobie pod nosem (kompletnie nie znając tekstów, więc efekt jest delikatnie mówiąc komiczny), popijam herbatę z wielką ilością cytryny... i jak widać produkuję takie właśnie nudne notki na bloga. Chyba jestem następna do odstrzału.
Pamiętaj zresztą przy każdym zdarzeniu,...
Autor: naamah
19 października 2003, 19:56
Nie cierpię, nie znoszę tego, że ktoś zmusza mnie do podejmowania decyzji, które według tej osoby są jedynymi słusznymi posunięciami w danej sytuacji. I tego, iż ktoś uważa, że lepiej ode mnie samej wie, co będzie dla mnie najlepsze.
Także (a może przede wszystkim) tego, że ma się do mnie żal o coś, na co w zasadzie nie mam wpływu.
Nadal nie jest dobrze. Chciałabym, żeby S. już wrócił. To moje prywatne antidotum na problemy wszelakie.
Have you ever
Autor: naamah
18 października 2003, 21:17
Obudziłam się dzisiaj przed południem z mocnym postanowieniem, że dzisiaj będę miała dobry dzień.
I po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że najlepszym planem jest brak planów.
Źle mi.
And if I only could, I'd make a deal with...
Autor: naamah
17 października 2003, 20:07

Dziwne myśli jak zwykle nie-wiadomo-skąd. Wychodzące od znajomych propozycje spędzenia wspólnie wieczoru zignorowane bądź uprzejmie odrzucone, w związku z czym liczba planów na dzisiaj wynosi dokładnie zero. Lodowaty sok jabłkowy kontra bolące gardło. Tęsknota. S. sobie pojechał i wróci tradycyjnie w niedzielę.
It doesn't hurt me...
"Running up that hill" w wykonaniu Placebo jest po prostu genialne. Nawet po kilkudziesięciu przesłuchaniach z rzędu.
A odpowiedzi na pytanie z poprzedniej notki w większości mile mnie zaskoczyły. W zasadzie mogłabym pokusić się o pewne podsumowanie... ale jeszcze nie teraz. Do blogowej rocznicy jeszcze kilka dni.