Archiwum grudzień 2003, strona 3


A dying wish
Autor: naamah
07 grudnia 2003, 22:16
Od dwóch godzin z minutami mam 23 lata. A na film się jednak nie wybrałam. Życie napisało mi scenariusz "lepszy" niż niejedna hollywoodzka produkcja.
A zapowiadało się tak miło. Mały prezent, sprawiający wiele radości. Spokój. I dzwonek do drzwi. Powinnam go zignorować, ale skąd mogłam wiedzieć... poszłam otworzyć. Co za niespodzianka - w drzwiach mój własny (na pierwszy rzut oka mocno zmieszany) ojciec. I wielki szok. Szczerze mówiąc w pierwszej chwili miałam ochotę zapytać "przepraszam, pan do kogo?". Nie wyszło - wydusiłam z siebie tylko mało inteligentne "dzień dobry" i dalej stałam jak słup soli. Sytuację uratował S., który zaprosił go do środka, zaproponował kawę, zabawiał rozmową - to nic, że praktycznie widział go dopiero drugi raz w życiu . A ja... zupełnie jak nie ja. Docierały do mnie jakieś strzępki wypowiadanych przez niego zdań, a w mojej głowie setki gorzkich odpowiedzi: "wszystkiego najlepszego" (o jak miło, po kilku latach przypomnieć sobie, że ma się córkę urodzoną w grudniu, doprawdy imponujące), "ładnie tu macie, dobrze, że macie mieszkanie" (tak, już jakiś czas temu kupiła mi je mama, w tym czasie było ciężko... ale czy coś Cię to obchodzi?), "może Wam pomóc" (nie, dziękuję... jakoś sobie poradzimy, bywały już gorsze czasy) - a na zewnątrz tylko jakieś półsłówka, może nawet bez sensu. I znów czułam się jak taka mała, zagubiona dziewczynka, która nie może pojąć, dlaczego mama i tata nie mieszkają razem. Kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, jak się zachować, co w ogóle powiedzieć. Bo tak naprawdę, czy ja miałam mu coś do powiedzenia? Że już nauczyłam się radzić sobie bez ojca? Że w zasadzie nie jest mi potrzebny? Ale to nie byłaby prawda. A że się nauczyłam... nauczyłam się, bo musiałam. Wcale nie chciałam, ale przecież to nigdy nie zależało ode mnie.
(Tak Fanaberko, miałaś rację, ja też tak mam - rzeczy, o których nie umiem mówić, często udaje mi się napisać. To chyba lepiej, niż gdybym miała to wszystko dusić w sobie.)
A teraz się zastanawiam. Po co, w jakim celu? Nagle zaczęło mu brakować rodziny? Czyli w takim razie powinien też złożyć ojcowską wizytę mojemu bratu... kto wie, może to zrobi. Tylko po co? W ogóle nie mogę tego wszystkiego pojąć. I nadal trzęsą mi się ręce. A dodatkowo zaczęła boleć głowa. Coś mi się wydaje, że dzisiaj położę się dużo wcześniej niż zwykle.
Dobrze, że jest S. Bez niego byłoby trudno przetrwać taką wizytę... dużo mnie kosztowała. Ale to obejmujące mnie ramię dodaje mi sił. Chyba czas przestać zgrywać się na twardzielkę, chociaż na chwilę.
Taki to dzień urodzin miałam.
Jeszcze coś ważnego: dziękuję Wam wszystkim za życzenia - jeden z milszych akcentów dnia dzisiejszego. Kochani jesteście [cmok].
Light in extension
Autor: naamah
06 grudnia 2003, 18:32
Dziś Mikołajki i z tej okazji zabrano mnie do kina na "Gdzie jest Nemo?". Co prawda po tych wszystkich reklamach i zapowiedziach spodziewałam się czegoś lepszego... ale i tak jak na "warunki obecnie panujące" nie było źle. Kilka scen na dobre zapadło mi w pamięć i teraz uśmiecham się na samo wspomnienie. Odniosłam również wrażenie, że mimo wszystko bawiłam się lepiej niż obecne na sali dzieciaki. Tak czy inaczej - co było do przewidzenia - pozycja "Shreka" i "Monsters inc." pozostaje niezachwiana w moim prywatnym rankingu filmów animowanych.
Jutro natomiast zamierzam wyciągnąć S. na "Pod słońcem Toskanii" - jeżeli już zaczęliśmy nadrabiać braki kinowe (dziś byłam po raz pierwszy od... nawet nie pamiętam, w każdym bądź razie od dawna), to nadrabiajmy je dokładnie. Będzie protestował, to pewne - na samą wzmiankę o tym filmie zaczął marudzić, że jeżeli mam zamiar się wybrać, to może lepiej z przyjaciółką, bo on przecież będzie się tylko nudził i przysypiał na tym typowo "babskim" filmie. Jednym słowem będzie się opierał - jego święte prawo, ale opór ten jest w zasadzie bezcelowy, bo przecież i tak mu nie odpuszczę. Zresztą, przecież kobiecie w dniu jej urodzin się nie odmawia.
Wszystkim czytającym: wielu prezentów, co prawda jeszcze nie pod choinką, a w skarpecie. Tych wymarzonych oczywiście.
A sobie życzę, by moi znajomi, nawet jeżeli już koniecznie muszą czytać tego bloga, raczyli nie wyciągać pewnych faktów na forum publicznym, a po prostu zachowywali je dla siebie. Dziękuję.
Drogi Blogasku
Autor: naamah
04 grudnia 2003, 21:03
Chciałam Ci tylko powiedzieć, że na dzień dzisiejszy mam Cię dość. Mam nadzieję, że niedługo mi przejdzie. Ale chwilowo naprawdę nie mogę na Ciebie patrzeć.
Universally speaking
Autor: naamah
03 grudnia 2003, 21:40
Zastanawiam się, czy w moim wieku można już mieć sklerozę, ale pewnie tak. Wszystko na to wskazuje - ja zdradzam już pierwsze objawy. Mianowicie najwyraźniej nie pamiętam, co pisałam na blogu poprzedniego dnia. I pewnie dlatego po wejściu tutaj w pierwszej chwili miałam ochotę skasować ostatnią notkę... chyba za bardzo się "zapomniałam", za bardzo otworzyłam – to zdecydowanie nie jest w moim stylu. Ale to by już było pewnego rodzaju tchórzostwo, a to chyba jeszcze bardziej nie w moim stylu. Niech więc zostanie. Również ze względu na osoby, które poświęciły nieco swojego czasu, by wpisać kilka słów komentarza. Dziękuję.
Chociaż chyba nie zostałam do końca zrozumiana. To nie tak, że całkowicie zamykam się na bliskie osoby. Całkowicie nie - już nie. To otwieranie się nie jest łatwe, ale nie jest też niemożliwe. A ile mnie to kosztuje, wiem tylko ja. I ta najważniejsza osoba, która mi w tym wszystkim pomaga i wspiera w każdej sytuacji. Dobrze mieć kogoś, na kogo zawsze można liczyć.
Z innej beczki – przeraża mnie formuła programu "Kawaler do wzięcia". Albo ja tego nie rozumiem, albo realizatorzy upadli na głowy. Chyba zabronię S. włączać tv w mojej obecności – ostatnio wszystko mnie bulwersuje. Starzeję się.
(tak będzie wygodniej... notki z listopada są
tutaj.)