Archiwum grudzień 2003, strona 2


Life in plastic, it's fantastic!
Autor: naamah
13 grudnia 2003, 19:57
Za dużo myślisz moja droga. A przecież życie jest cudowne i nie ma potrzeby upiększać go dodatkowymi przemyśleniami, podważając wszystko, co jest możliwe do podważenia (co nie możliwe również - taka już moja natura). Bo i po co? No fakt, chyba to lubię. Komplikować sobie to, co i bez tego jest już dostatecznie skomplikowane. Koniec, dosyć tego. Od dzisiaj będzie normalnie. Od dzisiaj będzie różowo. "I'm a barbie girl in a barbie world" - będę to sobie jak mantrę powtarzać po kilkanaście razy dziennie. Do skutku – tak długo, aż w końcu w to uwierzę.
Uzależnienie
Autor: naamah
12 grudnia 2003, 04:43
"Za dużo czasu spędzam przed komputerem" – zanotowała w swoim wirtualnym pamiętniczku panna K., wyłączając GG o 4:38. To chyba niezdrowe. Ale było miło.
Jednym z pierwszych kroków w leczeniu uzależnienia jest uświadomienie sobie problemu. To już mamy.
Jak to dalej szło? Mocne postanowienie poprawy? Mam nadzieję, że na takową jeszcze nie jest za późno.
Wolny rynek
Autor: naamah
10 grudnia 2003, 19:21
Wolny rynek jest zbyt twardy dla starych, chorych, nieśmiałych, biednych, głupich i ludzi, których nikt nie lubi. Oni sobie po prostu nie radzą na wolnym rynku. Brakuje im tego czegoś, co na przykład Nelson Rockefeller ma w nadmiarze. Dlatego podzielmy bogactwo bardziej sprawiedliwie. Niech każdy ma dość jedzenia, porządny dach nad głową i opiekę lekarską, gdy jej potrzebuje. Przestańmy wydawać pieniądze na broń, która i tak, dzięki Bogu, nie przynosi zwycięstwa, a zacznijmy wydawać na siebie nawzajem... (Kurt Vonnegut Jr.)
Na ulicy mały płomień porzucony
Autor: naamah
09 grudnia 2003, 22:06
Po Plusszu mam źrenice jak spodki, koniecznie muszę przeczytać skład. Wyraźnie mi nie służy. A powinien. Kolokwium goni kolokwium. Zachciało mi się trzech literek bez kropki przed nazwiskiem. A przecież łaskawi profesorowie usilnie starali się nam, studentkom pierwszego roku (przecież to było tak niedawno... a wydaje się takie odległe), że miejsce kobiety jest w kuchni, ewentualnie w łóżku. Trzeba było ich posłuchać. Może rzeczywiście tylko do tego się nadaję. Prócz kuchni rzecz jasna (no to się zareklamowałam, rzeczywiście).
"Kiedy stoję, patrzę w okno, krótka chwila, idą ludzie tam za bramą jeszcze senni"... głośno, bardzo głośno. Każde słowo. Sąsiedzi mnie zabiją, ale mam ich gdzieś.
I mówię do siebie. Mówię, żeby nie zwariować. Moje zjechanie psychiczne znów daje o sobie znać.
- Nie masz wrażenia Kingusiu, że ostatnio za często robisz z siebie kretynkę?
- Tak Kingusiu, mam. I wmawiam sobie, że dobrze mi z tym.

Pieprzone pozory. I zupełny brak odporności. To się leczy? Mam nadzieję, ze nie tym przeklętym Plusszem.
Już niedługo 23. Potem jeszcze tylko kilka minut... i będzie spokojnie. Będzie bezpiecznie.