Archiwum 25 października 2004


Z wystarczającą ilością mydła można...
Autor: naamah
25 października 2004, 00:54
Sobotni poranek i czas tylko dla mnie. Zainspirowana notką Harley wybrałam się do fryzjera, a jakże. Zdradziłam ulubiony salon na rzecz zupełnie nowego, niesprawdzonego jeszcze. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Niestety, mistrzem ceremonii nakładania farby i późniejszego mycia było przemiłe dziewczątko (miało być zupełnie inaczej! to miał być przystojny chłopaczek!), ale niezrażona tym faktem dziarsko zasiadłam na fotelu przypominającym krzesło elektryczne (mialo nawet kable po obu stronach, przerażające). I wtedy do akcji wkroczył sam mistrz. Po uzgodnieniu ze mną podstawowych funkcji, które miała spełniać moja nowa fryzura, zabrał się do dzieła. Szczęk nożyczek plus dziwne pomruki nie wróżyły niczego dobrego, ale zagryzłam wargi i (by nie patrzeć na postępujące zniszczenia) obserwowałam powstawanie gustownego pudelka na głowie pani po prawej. Co chwila jednak zerkałam w lustro i ukradkiem śledziłam wzrokiem pracującego w skupieniu mistrza. Samo cięcie nie wyglądało jakoś szczególnie olśniewająco, jednak po ułożeniu włosów oniemiałam. Dokładnie tak, jak miało być. Salon opuściłam zachwycona, stan ten trwał resztę dnia, wieczór oraz noc - aż do niedzielnego ranka. Tuż po obudzeniu, przy porannej toalecie rzuciłam okiem na swoje odbicie... i doznałam szoku. W bardzo niepozytywnym tego słowa znaczeniu.
Bowiem z porannej krzyżówki Wodeckiego i Markowskiego zamieniłam się w podobiznę Limahla z czasów jego świetności w latach osiemdziesiątych. Cudownie. Młodszemu pokoleniu, które nie za bardzo kojarzy owego Limahla -
oto on, w całej swojej dawnej krasie. Tak właśnie wyglądałam rano, z tą tylko różnicą, że jestem jednobarwna. Po prostu wspaniale.
Zastanawiam się, czy strzelić sobie w ten pięknie ufryzowany łebek już teraz, czy dopiero za jakiś czas.
---
Rzadko rozglądam się po stronie głównej blogów - zwykle szybki rzut oka na listę ostatnio dodanych notek i logowanie. A szkoda, bo przez to nie zawsze rejestruję
takie perełki. Wszystko to prawda, a punkt szósty - najważniejszy. Bo tutaj to ludzie tworzą klimat. Klimat wyjątkowy i niepowtarzalny. I jest mi tutaj dobrze, wciąż od dwóch lat. Tak tak, dokładnie dwa lata temu założyłam tego bloga. Dwa lata, 731 dni – to w sumie niewiele. Kilka padów blogowiska, kilka zmian jego adresu, kilka wykasowanych notek dawno temu i jedna mala przeprowadzka (chwilowa)... ale wciąż jestem. I zamierzam być (póki net nas nie rozłączy). Dla siebie i dla innych, dla czytanych i czytających. Dla ludzi, którzy mnie ujęli – serdecznością, szczerością, poczuciem humoru, dobrym sercem... a najczęściej tym wszystkim jednocześnie. Dziękuję.