Archiwum 27 kwietnia 2004


Chcecie bajki? Oto bajka (o królewnie, trzeba...
Autor: naamah
27 kwietnia 2004, 19:28
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami i jeziorami żyła sobie królewna. A że królewna bezimienną być nie może, dajmy jej na imię Kinia, przecież to całkiem ładne imię dla królewny. Królewna ta od dłuższego czasu przeżywała traumy emocjonalne związane z rozstaniem ze swym królewiczem, z którym była szmat czasu, więc koniec tego związku nie mógł jej po prostu nie ruszyć. Rzucała się więc na oślep w wir rozmaitych spotkań towarzyskich, z których jednak nic nie wychodziło, tym bardziej do niczego również nie dochodziło, gdyż królewna czuła niesmak do siebie na samą myśl o jakimkolwiek bliższym kontakcie z kimś innym. Zaniechała zatem poszukiwań i stwierdziła, że co ma być, to będzie - prędzej czy później pojawi się jej książę z bajki. Nie chciała bowiem wychodzić przed samą sobą na sfrustrowaną desperatkę, której jedynym celem jest złapanie małżonka z pokaźnym dobytkiem. Nie, królewna pragnęła czegoś więcej i wiedziała, że w ten sposób na pewno tego nie dostanie. Dni mijały, aż tu nagle zjawił się książę (nazwijmy go K., bo przecież czemu nie). Niewiadomo skąd, nieposzukiwany, objawił się w pałacowej bibliotece i - choć królewna fascynację od pierwszego wejrzenia uważała zawsze za wymysł beznadziejnych romantyków, do których sama nigdy nie chciała należeć - coś zaskoczyło. Od słowa do słowa, oczywiście z zachowaniem dworskiej etykiety, książę zaproponował królewnie wymianę gołębi pocztowych w celu kontynuowania tej jakże mile rozpoczętej znajomości. Już następnego dnia gołąb królewny głośnym sygnałem oznajmił, iż książę ma jej coś do przekazania - tym czymś była stanowczo wyrażona chęć spotkania, na które królewna zgodziła się z entuzjazmem większym, niż wymagałaby tego przyzwoitość. Przedtem oczywiście przygotowała się starannie, szczypiąc policzki w celu przydania im różanego blasku i ciaśniej niż zwykle sznurując gorset. Spotkanie było bardzo miłe, wszystko odbyło się jak należy – zgodziła się więc na następne, i kolejne i kolejne... Aż nagle, kiedy ich znajomość można było już liczyć w tygodniach (a dokładniej tylko w dwóch tygodniach, ale to przecież doskonały początek) stała się rzecz straszna. Podczas spaceru po ogrodzie pałacowym książę wyznał królewnie, iż od jakiegoś czasu zaręczony jest z inna księżniczką. Kini nagle zrobiło się słabo i już wzrokiem szukała miejsca, gdzie mogłaby miękko i z gracją opaść w omdleniu... nie uczyniła jednak tego od razu, wcześniej postanowiła wysłuchać, co ów książę ma do powiedzenia na temat swojego związku. Powiedział wiele, nie zupełnie na temat – tym samym wprawiając królewnę w zakłopotanie. Bo przecież jak to? Moralność królewny wykluczała podobne historie, to po prostu nie wypada – takie zachowanie nie było w jej stylu. Naiwnie jednak wytłumaczyła sobie, że przecież są tylko dobrymi znajomymi, nikomu krzywda się nie dzieje i nie ma najmniejszych powodów niepokoju, a tym bardziej do zrywania znajomości. Nie przewidziała tylko jednego – że zarówno jej, jak i księciu niekoniecznie musi chodzić jedynie o zwykłą znajomość. Nie przewidziała także swoich reakcji na pewne sprawy i konsekwencji tych reakcji. Nie przewidziała, że jej kręgosłup moralny w pewnych sytuacjach jest wyjątkowo giętki.
Aktualnie królewna zupełnie nie wie, co ma robić. I pewnie już tak zostanie.