Archiwum 28 sierpnia 2003


"Our love is like the wind. I can't see it......
Autor: naamah
28 sierpnia 2003, 17:46
"Sama w domu", nikt nie marudzi. Ale to nie jest wcale takie przyjemne uczucie - przyzwyczaiłam się do tego marudzenia na co dzień i nie odzwyczaję tak szybko - przynajmniej nie zamierzam. Dobrze, że Młoda postanowiła wpaść, przy okazji przynosząc ze sobą film - z założenia romantyczne dzieło dla wrażliwych nastolatków. Zachwalany niemalże przez wszystkich znajomych "A walk to remember" (polski tytuł przełożony tak nieudolnie, że nie przytoczę - jak zwykle brawa dla tłumaczy i gorąca prośba: zostawiać oryginalne tytuły!). No cóż, trzeba przyznać, że nie był aż taki zły, na jaki wyglądał - w sam raz na filmowe babskie popołudnie. Szkoda tylko, że jestem już trochę za stara na takie historie. Chociaż może nie, źle się wyraziłam - nie na takie historie, a raczej na takie ich przedstawianie. Na takie filmy. Śliczni aktorzy do ról pierwszoplanowych, budzące się uczucie i w końcu wybuch wielkiej miłości – trzeba się naprawdę postarać, żeby nie przedstawić tego zbyt banalnie, tak by widz nie miał wrażenia, że gdzieś już to widział, że po prostu "to już było". I to nie jest cynizm. To realizm.
Za stara... czy od tego zaczyna się "starość"? Od stwierdzenia "jestem już na to za stara/y"?
Jeszcze odnośnie filmu - książka była lepsza. Jak w większości przypadków. Soundtrack ujdzie ze względu na jeden kawałek, w którym głos pana ze Switchfoot jest całkiem interesujący. Jakże inny od moich ulubionych wokali, ale jednak ma w sobie coś. Nigdy bym siebie nie podejrzewała o zainteresowanie tego typu muzyką.
Z innej beczki - czasem żałuję, że tutaj, na blogowisku nie ma komendy "skasuj bloga". Byłoby zabawniej. Bo kasowanie niemalże wszystkich notek po kolei nie jest zabawne. Raczej czasochłonne.