Archiwum czerwiec 2004, strona 1


Notka pozbawiona sensownej treści
Autor: naamah
19 czerwca 2004, 22:08
Kolejny napad tumiwisizmu. Znudziło mi się tupanie nóżką. Republika się wysypała, pisana przez prawie pół godziny notka pełna wzniosłych słów opisujących porywy serca poszła się kochać, a co najważniejsze kalendarz uwziął się na mnie i uparcie twierdzi, że to jeszcze nie dziś, nie jutro, ani nawet nie za dwa dni. Złośliwie uśmiecha się do mnie wszystkimi datami i mruczy zadowolony "no to sobie poczekasz, no to jeszcze potęsknisz, dobrze Ci tak". Coraz poważniej myślę o wyrzuceniu go za okno. Nie będzie kalendarz pluł mi w twarz.
Jedynym pozytywnym akcentem tego marnego dnia było nabycie w centrum handlowym dwóch czasopism, ze względu na dołączone płyty dvd. Rewelacyjny "Dom dusz" i kultowe "Thelma i Louise". W związku z czym dzisiejszej nocy nie ma mnie dla świata.
Do śmiechu
Autor: naamah
16 czerwca 2004, 13:33
Chłodna, jak chłodny bywa kwiat róży mocno przyciśnięty do ust w lipcowym upale,
jak bijąca z głębokości struga napotkana nagle w rozpalonej skale
jak garść kryształu wzięta w rękę zgorączkowaną, osłabłą od tysiąca miar i wyobrażeń;
jak w pokoju o bogatych, rozrzutnych złocieniach tafla zwierciadlana bez żadnej zmazy ni skażeń.
Różowa z niebieskimi lub złota z zielonymi cieniami, lekka, wyraźna i jasna,
szuka zawsze temperatury wyższej, intensywniejszej niźli jej własna.
Kocha Sycylię, Włochy, centralne ogrzewanie, wulkaniczne temperamenta:
Wśród nich rozjaśnia się, rozpala, rozkwita, nareszcie żarem ulubionym objęta.
Trudno ją wymalować, jeszcze trudniej opisać... Choć urocza nieskończenie,
nie słońce ani księżyc, ani płomień przypomina, lecz elektryczne oświetlenie.

("Kinga", Kazimiera Iłłakowiczówna)
Typowa Kinga bierze los w swoje ręce. Wychodzi z inicjatywą; można powiedzieć, że nie czeka, aż ją poproszą do tańca. Zwraca na siebie uwagę nie tyle może urodą, co energią, wdziękiem, werwą, błyskiem w oku. Kingi zwykle są przekonane o swojej wartości, bywają też źródłem twórczego niepokoju i od nich wychodzą ciekawe pomysły. Kingi często spotyka się w sporcie i wszędzie tam, gdzie z zasady trzeba być najlepszym. Również w wielu zawodach zwykle uważanych za "męskie" Kinga czuje się jak najbardziej na swoim miejscu. W miłości bywa tą, która prowadzi partnera. Z drugiej strony Kingom służy zdrowy rozsądek i trzeźwe spojrzenie na sprawy tego świata, co je chroni przed jałowym marzycielstwem i popełnianiem życiowych błędów.
We are jigsaw pieces aligned on the perimeter...
Autor: naamah
13 czerwca 2004, 22:19
Tych kilka dni zdecydowanie za szybko minęło. Teraz na jakiś czas przymusowa rozłąka - bo obowiązki wzywają, bo o pracę (zwłaszcza w tym zawodzie) trudno i trzeba o nią dbać. A przecież i tak bez względu na to, ile by to trwało - i tak będzie za mało. Bo żeby w pewnym sensie uczyć się siebie na nowo potrzeba dużo czasu. Trzeba przecież zacząć prawie od początku, choć tym razem nie od kompletnego zera.
A na "dobry początek" chcąc nie chcąc musieliśmy wrócić do stanu z początków naszego związku – takiego na odległość. Sytuacja nie jest komfortowa, zwłaszcza teraz, kiedy jest tak jak jest, ale chwilowo nie można się inaczej. Z przyczyn wymienionych powyżej. S. jednak twierdzi, że jeżeli ma przetrwać, to i tak przetrwa – bez względu na to, ile setek kilometrów będzie nas dzieliło. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak uwierzyć w to, co mówi.
Przez prawie cały czas "Fugazi" w głośnikach, tak jakby na przekór. Bo to przecież nie jest tak.
Zupełnie nie umiem pisać o uczuciach - kiedy zaczynam, rezultat jest albo kompletnie banalny i idiotyczny, albo wychodzi zbyt pompatycznie.
Ale teraz nareszcie wszystko jest na swoim miejscu. Bo kiedy patrzę w jego oczy, wierzę w miłość - taką prawdziwą, bezgraniczną. Bo nikt nigdy nie kochał mnie bardziej i mocniej niż on. Bezwarunkowo. I wzajemnie.
Come on let's walk to the moon
Autor: naamah
12 czerwca 2004, 21:52
Dużo rozmawiamy. O tym jak to się stało, dlaczego do tego doszło. To już nie jest chłodne analizowanie jak kilka miesięcy temu, tylko próba zrozumienia dlaczego i jak można było temu zapobiec. Jak się z tym czujemy, co w ogóle czujemy, co możemy dać, czego oczekiwać i czy to nie jest za wiele. Kilkukrotne dochodzenie do wniosku, że nie, jednak nie jest.
Dać sobie drugą szansę, tak na próbę, ostrożnie. Jak to banalnie brzmi. Gdyby ktoś wcześniej opowiedział mi podobną historię, pewnie uśmiechałabym się pobłażliwie z myślą "nigdy nie wplączę się w podobny banał". Jak się jednak okazuje – można i tak.
Mamy sobie wiele do wybaczenia, wiele do nadrobienia i wynagrodzenia. Ale myślę, że to jest tego warte. I wierzę, tak może naiwnie, ale wierzę - że będzie dobrze.